- wtorek, 19, czerwiec 2018
Awersja do ryzyka uderza w rynki po groźbach prezydenta USA Trumpa, że gotów jest rozszerzyć cła na import z Chin o towary warte 200 mld USD. Ryzyko wojny handlowej wyraźnie rośnie i inwestorom coraz trudniej je bagatelizować.
Donald Trump przeszedł do drugiej rundy wojny na cła importowe z Chinami. W nocy rynki wstrząsnęła wiadomość, że Trump zlecił Biuru Przedstawiciela Handlowego USA, aby przygotował listę towarów z Chin wartych 200 mld USD, które można objąć nowymi cłami w wysokości 10 proc. Cła nie zostały jeszcze wprowadzone, ale według Trumpa ma to być odpowiedź na decyzję Chin z piątku o wyznaczeniu towarów z USA wartych 50 mld, które zostaną objęte 20-proc. cłami... co znów jest odpowiedzią na piątkową decyzję USA o nałożeniu ceł na produkty z Chin warte 50 md USD. Raz Ty mnie, raz ja Tobie. Przerzucanie się co rusz nowymi cłami spełnia definicję wojny handlowej i choć efekty dla globalnej gospodarki wciąż są ograniczone, to jednak podnosi to obawy, że wkrótce w podobnie agresywny sposób będą wyglądać „negocjacje” handlowe z USA z innymi krajami. A temat może szybko nie zniknąć, gdyż wątpię, aby Chiny miały łatwo poddać się retoryce Trumpa i zgodzić na jego warunki. Jeśli już, to Pekin ma wiele sposobów, by prowadzić wymianę ciosów i eskalować wojnę. Chiny mogą uderzyć w wymianę usług z USA, gdzie Państwo Środka ma duży deficyt. Pekin może też pozwolić na osłabienia juana, co przy rosnących napięciach na rynkach finansowych nie powinno być trudne. Nie można też zapominać, że Chiny posiadają ogromny portfel obligacji skarbowych USA, które zawsze można sprzedać. Ale to wszystko podkreśla, że wojna handlowa USA-Chiny może nie zakończyć się na jednej potyczce. I to zaczyna odbijać się na nastrojach inwestorów.
Skok awersji do ryzyka dał zielone światło dla aprecjacji JPY i CHF. Mimo że USA jest stroną konfliktu, to jednak bezpieczna natura USD daje o sobie znać, szczególnie przy wsparciu solidnym zapleczem makro i jastrzębim Fed. Z kolei udział Chin w wojnie handlowej to zła wiadomość dla AUD i innych walut surowcowych. Spokój opuszcza też rynki wschodzące i złoty osłabia się do 4,31 za euro. Okres Mundialu miał przynieść spokój, ale jak na razie obniżona płynność pokazuje swoją brzydką stronę – wzmacnia zmienność. W tym momencie rynki znajdują się w stanie bezwładnego opadania pod wodzą wyprzedaży na rynku akcji i dziś będzie trudno o odmianę klimatu.
W portugalskiej Sintrze na dobre startuje dziś sympozjum bankierów centralnych. W centrum uwagi jest wystąpienie prezesa EBC Draghiego (10:00). Biorąc pod uwagę, jak gołębi był przekaz po zeszłotygodniowym posiedzeniu EBC (pomimo ogłoszenia końca QE), teraz wydawałoby się, że już więcej szkody euro wyrządzić nie można. Ryzykiem za to jest, że rynek może liczyć na słowa otuchy i optymizmu ze strony Draghiego, wyrażenia pewności w powrót inflacji do celu i podkreślenie skuteczności polityki, która staje coraz mniej akomodacyjna. Jeśli Draghi będzie chciał „wytłumaczyć” swój przekaz z czwartku, możemy zobaczyć więcej huśtawki na EUR. osobiście nie liczę na wiele, ale nie gwarantuje, że oczekiwania na rynku nie są inne.
Konrad Białas
Dom Maklerski TMS Brokers S.A.