- wtorek, 29, maj 2018
Due South
Podobno istnieje taka choroba, która polega na podświadomym, niedorzecznym lęku przed powodzeniem i szczęściem. Człowiek mówi sobie wówczas: "Idzie mi zbyt dobrze, coś tu nie gra, pewnie będę musiał za to jakoś zapłacić, a los spłata figla".
Wspominamy o tym z przymrużeniem oka. Oto bowiem sprawdzają się bardzo dobitnie nasze prognozy na temat eurodolara, euro-złotego czy dolar-złotego, wyrażane już u progu bieżącego roku, jeśli nie wcześniej. To znaczy, elegancko – choć po pewnych perturbacjach i niepewnościach – potwierdziła się na EUR/USD dziesięcioletnia linia spadkowa po maksimach z 2008, 2011 i 2014 roku. Co prawda pierwotnie sądziliśmy, że stanie się to już w I kw. 2018, a naprawdę trzeba było trochę jeszcze poczekać, ale udało się. Komu się udało, temu się udało, zależy to przecież od tego, jakie pozycje otwierał dany inwestor i na co liczył. Anyway, wspomniana na początku choroba powinna zacząć się u nas odzywać: w końcu prognozy realizują się aż za dobrze, zwłaszcza w kontekście głosów, a były takie w ostatnich miesiącach, według których to euro miało zyskiwać kosztem dolara.
Dzieje się wszelako odwrotnie. Dziś według niektórych platform kreślono nawet 1,1515. Niewiele wyższe kursy mamy wieczorem. Maksimum dzienne na 1,1640 też nie porażało siłą euro. Zresztą, wspólna waluta chyba musiała stracić... Na przykład pani Lautenschlaeger z EBC wprost ogłosiła, że nawet po zakończeniu programu QE polityka monetarna pozostanie nadal akomodacyjna, tj. luźna. To, że równocześnie wspomniała, iż w czerwcu może zostać podjęta decyzja o stopniowym wychodzeniu z QE, było zapewne mniej istotne dla graczy. Pan Visco z EBC powiedział do tego, że Włochy są o krok od utraty międzynarodowego zaufania – i tu z kolei mniej ważne były łagodzące ów komunikat slowa o pewnym odrodzeniu w gospodarce włoskiej i o tym, że można w niej liczyć na umiarkowany wzrost.
Wreszcie, do tego wszystkiego mieliśmy raczej dobre dane z USA. Indeksy nieruchomościowe S&P/Case-Shiller przebiły prognozy, a Conference Board mierzący zaufanie konsumentów wzrósł m/m ze 125,6 pkt do 128 pkt. Wskaźnik Fed z Dallas dla sektora przemysłowego podskoczył z 21,8 pkt do 26,8 pkt. Bardzo elegancko, chciałoby się rzec.
Ale tytuł całego raportu nie jest przypadkowy. Otóż obecne poziomy to wejście w rejon wsparcia: tzn. w dawny obszar oporu z lat 2015 – 2016. To już oczywiście trochę historia i nie jest tak ważne, jak dokładnie ten rejon czy poziom określimy, ale z grubsza to ok. 1,14 – 1,16. W sam raz, by teraz wykreować pewne odbicie. Na przykład do 1,1730-40, a w teorii jeszcze poważniejsze – do 1,20. Cały czas jednak myślimy o korekcie w generalnym trendzie.
Temat PLN
USD/PLN wybitnie nam ucieka. To nie zaskakuje, biorąc pod uwagę ruchy głównej pary. Dziś kreślono już maksima na 3,76 – takich nie było od końcówki pierwszej połowy roku 2017. Ba, mało tego: potwierdziło się coś, w co sami zaczęliśmy wątpić. A mianowicie wieloletnia, trwająca od minimów z 2011, linia wzrostowa, osłabiająca złotego. To odpowiednik linii spadkowej na eurodolarze. Ten "nasz" trend przez parę miesięcy był zaburzony, ale maj przyniósł mocne jego potwierdzenie. Ostatek sił okazał się nie tak mały.
Co więcej, coś podobnego – tyle że w daleko łagodniejszej postaci – rozpoznać można na euro-złotym. Tam też da się połączyć minima z 2010 / 2011 roku i 2015 oraz te z przełomu 2017 i 2018, by ujrzeć, że są one stopniowo coraz wyżej. Co prawda od końca 2017 złoty zyskiwał w ramach tendencji spadkowej na parze – ale ta tendencja jest już mocno nadwyrężona czy wręcz złamana. Nie bez powodu dziś kreślono szczyty rzędu 4,3360.
Tomasz Witczak
FMC Management