- piątek, 14, kwiecień 2017
Przedświąteczny tydzień nie był banalny
Gwiazda tygodnia
Bohaterem tygodnia okazał się niewątpliwie Donald Trump – prezydent Stanów Zjednoczonych, który zaskoczył rynki nagłym stwierdzeniem (w wywiadzie dla „Wall Street Journal”), że dolar jest zbyt mocny. Winę za to przypisał zresztą, w nieco bałamutny sposób, samemu sobie. Oto bowiem ludzie (gracze, inwestorzy) mieliby ufać wyjątkowo silnie w dobre perspektywy gospodarki USA pod jego rządami.
Zresztą – czy aby na pewno bałamutnie? W pewnym sensie faktycznie na rynku obstawiano przez dłuższy czas scenariusz pro-dolarowy, motywując to m.in. tym, że Trump przeforsuje pomysły deregulacyjne i podatkowe, po których gospodarka dostanie impuls rozwojowy. Cóż, wciąż jest to możliwe (choć na razie prezydent nie poradził sobie nawet z przepchnięciem swojej modyfikacji Obamacare), niemniej pojawiły się pewne zmiany.
Po pierwsze, Trump zaakcentował protekcjonistyczny i pro-eksportowy wymiar swej polityki, deklarując się jako zwolennik niskich stóp i mówiąc o zbyt silnym dolarze. Do tego dość ciepło wyraził się o Janet Yellen, nie wykluczając poparcia jej kolejnej kadencji. Poza tym nastąpiło zbliżenie z Chinami, m.in. Trump stwierdził, że okoliczności zmieniły się na tyle, iż nie należy Państwa Środka określać jako manipulatora walutowego. Równocześnie przyszło ochłodzenie w relacji z Rosją, o czym świadczy atak na Syrię.
W ogóle zresztą napięcie geopolityczne wzrosło. Powinno to generalnie skutkować powrotem do dolara, ale gołębia wypowiedź Trumpa na moment podbiła notowania z 1,06 do 1,0670-80. Potem oczywiście przyszła korekta, niemniej i tak mamy 1,0615-20. A gdyby Trump nie zainterweniował, być może bylibyśmy dużo niżej?
Ogólna perspektywa jest taka, że dopóki EBC nie przejdzie na kurs zaostrzania polityki – lub nie ogłosi tego klarownie ustami Draghiego – i dopóki będzie trzymać się koncepcji „jeszcze dwóch podwyżek” na rok 2017, to dolar powinien być w miarę mocny. Nie znaczy to jednak, że będzie jawnie zyskiwał, bo jednak mamy też techniczne ograniczenie, ostatnio potwierdzone – linię wzrostową po dołkach z 3 stycznia i 2 marca. Z drugiej strony jest jednak linia spadkowa – przez maksima z 3 maja i połowy sierpnia 2016. Obecnie przebiega nieco ponad 1,08 – tak więc nawet gdyby eurodolar poszedł w te okolice (zresztą za kilka, kilkanaście dni wystarczą niższe poziomy, by spotkać się z linią), to wówczas mógłby się odbić i wrócić na południe. Trójkąt ten jednak zawęża się i czeka na rozstrzygnięcie. Jeżeli Fed złagodnieje, a EBC choćby delikatnie się „wyjastrzębi”, to generalny obraz pro-dolarowy może zostać poważnie zachwiany.
Rynek złotego
Euro-złoty od końcówki marca waha się w konsolidacji. Teraz mamy 4,2330, tak więc można mówić o pewnym wzroście siły naszej waluty, bo byliśmy już grosz czy dwa wyżej (w ostatnich dniach). Ogólnie rzecz biorąc, zakres to ok. 4,21 – 4,2615.
Na tej parze sytuacja eurodolara odbija się w sposób ambiwalentny. Wzrost eurodolara to wzrost wartości euro, tak więc EUR/PLN powinien iść w górę, ale równocześnie to sugestia, że Fed nie będzie dość jastrzębi – to zaś może pomagać PLN. Analogicznie ze spadkiem głównej pary.
Przełożenie jest bardziej klarowne na USD/PLN. Tam właściwie od połowy marca mamy tendencję zwyżkową, tj. postępujące osłabienie PLN od okolic 3,89 – 3,90 do ponad 4,00. Teraz, w końcówce tygodnia, widzimy 3,9880, ale nie znaczy to, że złoty jest całkiem bezpieczny.
Na funcie krążymy w ostatnich dniach przy 5 zł, w porównaniu z końcówką marca (gdy były zejścia poniżej 4,87) złoty wyraźnie stracił na wartości. CHF/PLN biegnie od kilkunastu dni w konsolidacji 3,94 – 3,99 (mniej więcej). Obecnie to 3,9730.
Tomasz Witczak
FMC Management