- wtorek, 08, lipiec 2014
W USA w poniedziałek po długim, weekendzie (w piątek było Święto Niepodległości) zapowiadał się z góry na bardzo nudny dzień. Kalendarium było puste, w Europie od rana widać było chęć do realizacji zysków. Sesja tam zakończyła się spadkiem.
Pozostawało czekać na to, czy Amerykanie przed rozpoczęciem sezonu raportów kwartalnych (tak jak miało to miejsce ostatnio) też zaczną realizować zyski. Wiadomo było przecież, że Amerykanie niechętnie biorą przykład z zachowania innych giełd. To oni wyznaczają kierunek.
Wall Street tym razem wzięła przykład ze swoich europejskich odpowiedników. Sesja rozpoczęła się spadkiem indeksów. Prowadziły je w dół mniejsze spółki oraz te z NASDAQ. Po prostu na rynku pojawiła się nagła chęć do zrealizowania części zysków. Indeks S&P 500 zaczął stabilizować się na poziomie o pół procent niższym od neutralnego i czekał na rozgrywkę w ostatniej godzinie. Jej po prostu nie było. Sesja zakończyła się niewielkimi, niczego niezmieniającymi, spadkami.
Na GPW w poniedziałek od rana rządził obóz byków. Od początku WIG20 prawie odrobił piątkowy „fiksingowy” spadek po czym ruszył dalej na północ nie zwracając uwagi na to, co działo się na innych giełdach. Nie było w tym niczego dziwnego – skoro indeksy na GPW spadały wtedy, kiedy na innych giełdach rosły to dlaczego nie miałyby rosnąć wtedy, kiedy na innych giełdach zagościła chęć do realizacji części zysków?
Dopiero przed rozpoczęciem sesji w USA WIG20 zaczął się osuwać. Nie było jednak widać agresywnej podaży (ani popytu), więc dzień zakończył się wzrostem WIG20 o 0,62 proc. Było to proste odrobienie fiksingowego, piątkowego spadku. Odrobienie na równie śladowym obrocie. Z tej sesji nie można wyciągać żadnych wniosków. Tyle tylko, że oscylatory są nieco mniej wyprzedane.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Dom Inwestycyjny Xelion