- czwartek, 26, czerwiec 2014
Na Wall Street po spadkowej sesji wtorkowej środa mogła stać się dniem rehabilitacji byków, ale mogła też zwiększyć siłę rażenie niedźwiedzi. Problemem było dla byków to, że od paru sesji dobre dane makro nie przekładały się na zwyżki indeksów. Poza tym w Europie indeksy przed rozpoczęciem sesji w USA mocno traciły. Okazało się, że to nie miało dla inwestorów znaczenia.
Więcej nawet - bardzo słabe dane makro nie miały w ogóle znaczenia. W pierwszym kwartale annualizowany PKB w USA spadł o 2,9 proc. (oczekiwano spadku o 1,7 proc.). Weryfikacja była tak potężna, że mogła negatywnie wpłynąć na nastroje. Można było jednak też mówić, że to już głęboka historia, a po dużym spadku przyjdzie jeszcze większe odbicie.
Raport o zamówieniach na dobra trwałego użytku jest traktowany dosyć poważnie. Okazało się, że też był bardzo słaby. W maju zamówienia ogółem spadły o 1 proc. m/m. Najważniejsze są te bez środków transportu – one spadły o 0,1 proc. m/m. Tutaj też można było tłumaczyć słabe dane tym, że te akurat zmieniają się bardzo dynamicznie.
Jedynym jasnym punktem było to, że wstępny odczyt indeksu PMI dla amerykańskiego sektora usług w czerwcu wyniósł 61,2 pkt. (oczekiwano spadku z 58,1 na 58 pkt.). To bardzo dobre dane, ale rynki praktycznie nigdy na ten raport nie reagowały.
Po wtorkowym spadku, kiedy to rynek zlekceważył bardzo dobre dane makro, wydawało się, że złe raporty makroekonomiczne dobiją rynek. Poza tym przecież sytuacja w Iraku pogorszyła się, a właśnie Irak miał według amerykańskich komentatorów doprowadzić we wtorek do spadków indeksów. Nic z tych rzeczy – zdecydowanie bardziej istotny był koniec miesiąca, kwartału i półrocza. Tylko „window dressing” można wytłumaczyć to, że indeksy giełdowe od początku sesji rosły. Jak widać korekta, jeśli rzeczywiście się rozwinie nie będzie przeceną – powinna przyjąć postać trendu bocznego.
GPW w środę kontynuowała wtorkowe spadki. Tym razem jednak było to bardziej uzasadnione, bo indeksy we Francji czy w Niemczech też spadały. Po pobudce w USA podaż przycisnęła i WIG20 zaczął szybko zwiększać skalę strat. Podobnie wyglądała sytuacja na innych giełdach europejskich. Publikacja słabych danych makro w USA zwiększyła nacisk podaży. GPW nie reagowała na to, że sesja w USA rozpoczęła się od zwyżek indeksów. U nas WIG20 stracił aż 1,57 proc.
Ani spadek indeksów ani umocnienie złotego nie miało nic wspólnego z polityką, w tym z poddaniem się rządu głosowaniem w Sejmie wotum zaufania. Wszyscy zresztą wiedzieli, że rząd to głosowanie wygra (i tak się w nocy stało). Jeśli chodzi o giełdę to jak widać zaczęła się faza gry, w której z rynku uciekają wystraszeni małym procentem Polaków pozostających z OFE. Popyt powinien zaatakować w końcu lipca.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Dom Inwestycyjny Xelion